„Bajka o Złotej Rybce”
Była sobie pewna kobieta, która nie miała nikogo bliskiego oprócz swojej jedynej ukochanej córki. Jej rodzina była liczna, ale kiedy córka kobiety wpadła w tarapaty w sidła narkotyków, rodzina, która absolutnie nie lubiła problemów, wycofała się z jej życia.
Kobieta i jej córka przez wiele lat walczyły z nałogiem córkii chociaż były w kraju, gdzie żył Kotański i swoją działalnośćmiała „Teen Talenge” pozostawały w tej walce osamotnione.Wieczorem, kiedy kobieta czekała na powrót swojej ukochanej córki, kiedy każdy telefon, każdy domofon przyprawiał ją o paniczny strach ( ciągle bała się złej wiadomości o swojej córce)przymykała ona swoje oczy i marzyła.
Marzyła o ...kimś kto pomoże im.
Mogła być to Złota Rybka” gdyby taka istniała i gdyby ją kobieta spotkała:
Gdyby pewnego dnia….
podczas wielkiej ulewy kobieta idąc ulicą zauważyła na chodniku małą biedną Złotą Rybkę, która rozpaczliwie łapała
powietrze swym małym pyszczkiem.
Kobiecie zrobiło się żal małej Złotej Rybki. Przyniosła z domu słoiczek z wodą i wrzuciła do niej Rybkę.
Złota Rybka z wdzięcznością machnęła ogonkiem odezwała się ludzkim głosem:
- Dziękuję Ci dobra kobieta, że mi uratowałaś życie. Ale, jeśli zawieziesz mnie do czystej rzeczki spełnię Twoje trzy życzenia z Twoich marzeń. Mów, co byś chciała, żeby Ci się spełniło….
- Dobrze Złota Rybko, zawiozę Cię do tej rzeki tak zupełnie bezinteresownie, ale jeśli chciałabyś spełnić moje życzenia to mam trzy. Pragnę pomóc komuś kogo bardzo kocham, swojej jedynej córce.
W pierwszym życzeniu pragnę, aby moja córeczka mogła się leczyć w miejscu, gdzie otoczą ją troską i miłością, aby odzyska zdrowie, które zabrały jej narkotyki..
Moje drugie życzenie jest trudne. Chciałabym spotkać ludzi, którzy pomogą mi wyjechać i zamieszkać z córeczką tam, gdzie nas nikt nie zna, abyśmy mogły zacząć nowe życie.
I na koniec proszę Cię Droga Złota Rybko daj nam Przyjaciół
Przyjaciół z którymi mogłybyśmy się spotykać, chodzić na spacery, słuchać muzyki. Dzielić się radością i smutkiem, lub po prostu milczeć.-
Kobieta nie zastanawiała się wiele. Wsiadła do autobusu i zawiozła Rybkę do rzeczki o pięknej , czystej wodzie.Wrzuciła do niej Rybkę, która machnęła wesoło ogonkiem i popłynęła w szeroką dal, nawet się nie obejrzawszy.Nigdy tez nie spełniła trzech życzeń biednej kobiety.
Niedługo potem zmarła jej ukochana, jedyna córka i kobieta została zupełnie sama ze swoją tęsknotą i bólem oraz z niecodziennym spadkiem po swojej córce, dwiema małymi dziewczynkami: dziewięciu miesięczną Zuzią i pięcioletnią Palinką , oraz małym czarnym pieskiem Nynusiem.
I teraz, chociaż minęło już kilka lat , kobieta leżąc na swoim łóżku podczas bezsennych nocy, ciągle marzy, bo przecież musi żyć. Żyć dla tych małych dziewczynek, które są częścią jej ukochanej córeczki. I chociaż znowu spotkała na swojej drodze małą Złotą Rybkę i pomogła jej. Nie chciała jednak już powiedzieć jej swoich życzeń.
Nie chciała więcej rozczarowań.
Jej marzenia zawęziły się do życia dwóch małych dziewczynek.
Chciałaby dać im szczęśliwy bezpieczny dom z daleka od miejsca w którym dotknęło ja tyle zła, z daleka od ludzi, którzy nie pozwolą jej o tym zapomnieć.
Chciałaby mieć Przyjaciół , takich na dobre i na złe, Rodzinę, której tak naprawdę nigdy nie miała.
Wie, że powinna działać, coś robić, ale już nie ma siły………
I przestała już wierzyć nie tylko w Złote Rybki, ale też w dobro, w to że są jeszcze dobrzy ludzie…….
I jak myślisz Złota Rybko, czy jest to ładna bajka.
Ale dobrze, że jesteś i pomagasz . Tylko ja już nie wierzę, że
możesz pomóc i mnie.
Nie chcę mieć złudzeń, chociaż nie wyobrażam sobie życia bez marzeń i nadziei, nawet złudnej.
Pozdrawiam Cię, Droga Złota Rybko.
SARAH
Pan jest pasterzem moim
niedziela, 25 września 2011
Bajka o złotej rybce„Bajka o Złotej Rybce” Była sobie pewna kobieta, która nie miała nikogo bliskiego oprócz swojej jedynej ukochanej córki. Jej rodz
piątek, 23 września 2011
Krzysztof Cezary Buszman"Wiersze zawieruszone "
KARA W NAGRODZIE
Oszczędź mi proszę takiej chwili
Kiedy przestanę się już mylić
I chociaż będę dalej kroczył
To nic mnie więcej nie zaskoczy.
Jakby się bliżej przyjrzeć temu
To ileż prawdy jest w tym żarcie
Że jeśli nie ma ktoś problemów
To zawsze sobie jakieś znajdzie.
W nieustannej podróży
Wiele pytań mnie trapi
I aż strach oczy zmrużyć
By czegoś nie przegapić.
Ty mnie już nie ucz tylko naucz
Bym wiedzę zgłębił tę pomału
Bo cóż mi z tego, że coś umiem
Gdy nie chcę wiedzieć lecz zrozumieć.
Siebie samego nie okłamię
Przez życie krocząc jak przechodzień
Gdzie nazbyt często tak jak dla mnie
Kara ukryta jest w nagrodzie.
Bernard Ładysz (ur. 24 lipca 1922 w Wilnie) – polski śpiewak operowy (bas-baryton), aktor.
W okresie okupacji niemieckiej i sowieckiej członek Armii Krajowej (obwód wileński), w stopniu sierżanta. Uczestnik "Akcji Burza" na Wileńszczyźnie, potem zesłany w głąb Rosji Sowieckiej (Kaługa nad Oką, gdzie przebywał w latach 1944–1946)[1]. Naukę śpiewu rozpoczął w Wilnie (1940–1941), kontynuował w latach 1946–1948 na studiach wokalnych w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie pod kierunkiem prof. Wacława Filipowicza. Karierę artystyczną rozpoczął w Zespole Reprezentacyjnym Wojska Polskiego. Przez wiele lat (1950–1979) był solistą Opery Warszawskiej i Teatru Wielkiego w Warszawie. W 1956 zwyciężył w międzynarodowym konkursie śpiewaczym w Vercelli, gdzie zdobył najwyższą nagrodę "Il primo premio assoluto". Od tego momentu rozpoczęła się jego międzynarodowa kariera. Zaangażował się wtedy do Teatro Massimo w Palermo. W 1983 wybrany w skład Krajowej Rady Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej.
Wspaniały głos basowy o wyjątkowo rozległej skali, wielka muzykalność, wrodzony temperament i talent sceniczny zapewniły mu poczesne miejsce wśród najwybitniejszych śpiewaków. Odnosił sukcesy na wszystkich kontynentach – od Australii przez obie Ameryki po Chiny. Jako pierwszy polski artysta został zaangażowany do partii solowej w kompletnym nagraniu opery przez wielką światową firmę fonograficzną "Columbia" – wystąpił (1959) obok Marii Callas w nagraniu Łucji z Lammermooru pod dyrekcją Tullio Serafina. Columbia zaprosiła potem Ładysza do nagrania całej płyty z ariami operowymi Verdiego i kompozytorów rosyjskich.
Później wielkie role operowe m.in. w operach: Eugeniusz Oniegin, Straszny dwór, Halka, Faust, Cyrulik sewilski, Don Giovanni, Don Carlos, Nieszpory sycylijskie, Moc przeznaczenia, Aida, Rigoletto, Kniaź Igor, Borys Godunow, Jolanta, Król Roger. Nagrania radiowe i płytowe, udział w festiwalach, w prapremierze opery Diabły z Loudun oraz w prawykonaniach Pasji według św. Łukasza i Jutrzni Krzysztofa Pendereckiego. Także w lżejszym repertuarze, np. w partii Tewjego w musicalu Skrzypek na dachu, występy estradowe, oraz w radiu i telewizji polskiej. Dokonał brawurowego nagrania dźwiękowego i filmowego utworu Domernico Cimarosy "Il maestro di cappella".
Igor Bełza, wybitny muzykolog, autor kilkunastu monografii poświęconych muzyce polskiej, po występach w Moskwie warszawskiego Teatru Wielkiego, napisał na łamach "Prawdy" : Teatr Wielki dysponuje takimi świetnymi śpiewakami, jak jeden z najlepszych basów świata – Bernard Ładysz".
KRZYSZTOF CEZARY BUSZMAN „WIERSZE ZAWIERUSZONE”
Wciąż błąkasz się jak obłąkany
Wszędzie się dopatrując zmowy
Dla Ciebie świat - gumowe ściany
W zakładzie dla normalnie zdrowych.
Los to przeszłości jest pokuta
Którą się z nikim nie podzielisz
Więc w swoich zacznij chodzić butach
I w swojej budzić się pościeli.
Jad nienawiści przestań sączyć
Bo to nie moja przecież wina
Że Twój banalny świat się kończy
Gdzie mój dopiero się zaczyna.
Nie bądź więc pomnożonym zerem
Co przezroczystą daje sumę
Rujnując podłym charakterem
Co ja stworzyłem tu rozumem.
Nic nas od siebie nie wybawi
Zanim nie spełnię dni w Zenicie
Ja Ciebie znoszę, gdy się zjawisz
Ty siebie musisz całe życie.
17 lipca 2004 Londyn
czwartek, 15 września 2011
KRZYSZTOF CEZARY BUSZMAN „WIERSZE ZAWIERUSZONE”
Tyle w nas wiary co niemocy
Nadziei - ile rozczarowań
Pozwól nam Panie w dzień powszedni
Prawdziwie ludzką twarz zachować.
Tyle pokory w nas co pychy
Słabości tyle co i siły
Wskaż nam dziś Panie drogę prostą
Wśród tych pokrętnych i zawiłych.
Przychodzimy stąd dokąd idziemy
Umęczeni mniej czy też bardziej
I jedynie to jedno wiemy
Że z tej drogi się skrótów nie znajdzie.
Tyle w nas prawdy co obłudy
Upadków tyle ile wzlotów
Spraw Panie by na rejs ostatni
Każdy w godzinie swej był gotów.
Tyle odwagi w nas co strachu
I klęsk sromotnych co i zwycięstw
Wybaw nas Panie od nas samych
Skoro nie umie tego życie.
8 września 2002 Londyn
wtorek, 13 września 2011
Nie szukam przyjaciół,
Przyjaźń to złudzenie. I taka niewielka droga od przyjaźni do nienawiści.
Wystarczy małe potkniecie, jeden nasz nierozważny krok, słowo
-jesteśmy przecież tylko ludźmi i często sprawiamy sobie nawzajem przykrość,
nawet, jak tego nie chcemy. I chociaż staramy się naprawić wyrządzone zło,przepraszamy. W jednej sekundzie tracimy "przyjaciela" i zyskujemy wroga. który czyha na każde nasze potkniecie,żeby nam dołożyć.
Nie szukam przyjaciół i piszę taki wiersz?
No cóż, dopóki człowiek żyje ma nadzieję, że się myli i jednak spotka na swojej drodze kogoś, kto przyjmie go takiego, jaki jest. Z wadami i zaletami. Kto potrafi trwać przy nas, akceptuje i przebacza. Sara
13.09.2011 r.